Po przekazaniu danych nowemu fizjoterapeucie szykowałam się
na zajęcia, które dziś były wyjątkowo wcześniej. Jedna grupka miała się
zapoznać, natomiast my mieliśmy przeprowadzić dokładne analizy i ‘wywiady środowiskowe’ . Nie ma co wybrałam sobie super drużynę .
Michi, Stefan, Manu, Morgi, Didl…. taa będzie zabawa, będzie się działo – jak
mówi klasyk. To będzie trudne kilka godzin. Najpierw testy, potem indywidualne
rozmowy, w końcu ma to przynieść jakiś porządny skutek. Po wyrysowaniu na
kartce moich umownych znaków, pełna determinacji ruszyłam do wyjścia. Kochany
trener poprosił hotel o kilkugodzinne zezwolenie na wyłączne korzystanie z
siłowni. Pozostali z Mattem mieli dziś być na plaży. On to ma talent
przekonywania. Weszłam do pomieszczenia, byli już wszyscy.
- Hej! – usłyszałam. Głośne, chóralne.
- Cześć chłopcy.
- To co dziś robimy pani trener? – odezwał się Krafti.
- Mamy bardzo dużo pracy. Dziś dzień testów.
- Przecież takie testy były na początku. – bąknął Manuel.
- Już nie przesadzajcie. To było kilka tygodni temu, a teraz
jest teraz. Muszę na nowo sprawdzić waszą wydolność i w ogóle wszystko. To
zabieramy się do pracy! – rozkazałam, po czym z różnymi przyrządami zaczęłam do
nich podchodzić.
Nie wiem kto się bardziej zmęczył, ja czy oni. Po nich nic
nie było widać. Pełny luz, uśmiech nie schodził im z twarzy.
- No to teraz proszę się ustawić w kolejce i wchodzić
pojedynczo! – udałam się do małego wyodrębnionego pomieszczenia, które
przypominało jakiś schowek, małe biuro, bez ważnych papierów. Jakiś dziwny ten
hotel. Zobaczyłam, że ktoś naciska klamkę.
- Morgi, wchodź.
- Widzisz jestem pierwszy.
- Widzę, widzę, jak ci się to udało?
- Wypchnąłem ich, ale ciii.
- Ok., ok. przejdę do rzeczy. Wiesz, że po tym cholernie
strasznym wypadku już nie masz takiej odwagi przy skakaniu. Chociaż Thomas
wydolnościowo jesteś dalej najlepszy, nie wiem jak to robisz. Z tej piątki masz
najlepsze wyniki. – lekko się uśmiechnęłam.
- Jestem niezastąpiony.
- I bardzo skromny.
- Tak, to też. Jess. – spojrzał na mnie. - Bo widzisz, ja
nie wiem co robić. Z jednej strony kocham skoki, a z drugiej jest rodzina, którą
kocham najbardziej na świecie i najzwyczajniej się boję, że mi się stanie znów
coś groźnego, że już ich nie zobaczę.
- Strach jest normalny Thomas, ale masz rację, nie dziwię ci
się. Czy ty planujesz zrobić jakiś ruch wyznaczający koniec kariery?
- Wiesz Jess nieustannie o tym myślę, ale nie podjąłem
jeszcze ostatecznej decyzji, myślę iż będzie ona w okolicach rozpoczęcia nowego
PŚ. Teraz skaczę i chcę kontynuować treningi.
- Przemyśl sobie to. Rozważ wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’.
Wtedy zdecyduj. Nic na siłę. Pamiętaj.
- Dziękuję. – przytulił mnie.
- Za co?
- Za te proste słowa, które są cholernie pomocne.
- Nie ma sprawy, w każdej chwili możesz przyjść do mnie. A
teraz masz rozpiskę co i jak, wyniki i do dalszej pracy!
- To do zobaczenia, kogo zawołać?
- Hmm daj mi tu Didla.
- Już go wołam.
Z nim nie było żadnych problemów, no może nie do końca
wszystko rozumiał, niektóre rzeczy powtarzałam mu kilka razy. Manuel był nad
podziw posłuszny, o nic się nie pytał, nie miał uwag. Pozostała mi jeszcze
tylko dwójka podopiecznych. Zdziwiłam się, że nie weszli na początku. To do
nich niepodobne.
- Jessi teraz Stefan czy Michael? – usłyszałam głos
Fettnera.
- Obojętne albo może Kraft.
- Jak sobie życzysz.
- Czuję się jak księżniczka. – posłałam mu uśmiech ‘numer
pięć’.
Byłam ciekawa co oni szykowali. Zawsze chcieli być pierwsi,
a teraz wycofani. Jeden bardziej od drugiego.
- No i co tam Jess powiesz? – no to się zaczyna.
- Powiem ci, że masz świetne wyniki chłopaku.
- Tak?
- Tak. Następny sezon będzie twój. Mówię ci. Doszlifujemy
parę rzeczy i będziesz w świetnej formie.
- Czy ty się ze mnie naśmiewasz? Może jakaś ukryta kamera? –
zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Nie wygłupiaj się. Mówię prawdę. Stefan teraz musimy się
skoncentrować, a potem sam zobaczysz efekty.
- Wiesz, ufam ci, więc możemy czekać na te efekty.
- Cieszy mnie to ogromnie.
- To jak wołać Michiego?
- No już, już. Masz trzymaj ćwiczenia.
- Aaa zapomniałbym, to już go wołam.
Otworzył drzwi i po chwili słyszałam:
- Michi baranie już możesz wchodzić.
Widziałam groźny wzrok blondyna. Uwielbiałam jego blond
czuprynę. Była rewelacyjna!
- No chodź już złośniku. – krzyknęłam przyjaźnie.
- Idę. – zatrzasnął drzwi. – Ale nie jestem złośnikiem.
- Dobra, to teraz do rzeczy.
- Słucham.
- Michael wydolnościowo jest dobrze, fizycznie też, ale jest
jedna sprawa. Przy wyjściu z progu musisz być bardziej agresywniejszy. Szybsze
odbicie, przejście na narty. Wiesz o co chodzi?
- Mam być taki jak Markus?
- No nie przesadzajmy, trochę wolniej przechodź na narty.
Postarasz się?
- Wiesz, że tak. Jeśli przyniesie to jakiekolwiek efekty.
Jess pójdziemy na kawę?
- Teraz?
- No nie wiem. Dziś, jutro, pojutrze, kiedykolwiek.
- To może jutro? Dziś mam jeszcze kilka spraw.
- Ok., to jesteśmy umówieni. – jego oczy aż zrobiły się
większe. – Już pójdę, pa. – zabrał kartki i wyszedł.
Czyżby jeszcze Michi coś do mnie poczuł? Nie wytrzymam.
Czasami mam wielka ochotę zapaść się pod ziemię i nie wychodzić na
powierzchnię. Za dużo się dzieje, za dużo emocji.
W drodze do pokoju spotkałam Kamilka, który zaprosił mnie na
wieczorną imprezę. Trener dał im jutro wolne, szkoda że mój mi nie. Powiedziałam
mu, iż prawdopodobnie nie dam rady przyjść, choć nie wiem jak bardzo bym
chciała.
Odświeżyłam się, zeszłam na obiad. Poprawka to raczej już
była kolacja. Była cała kadra oprócz….. uwaga.. Gregora. W pokoju wyglądał na
dość dziwnego, ja jak to ja udawałam, że go nie widzę.
Przyszedł mi do głowy pewien plan. Zachciało mi się
popływać w morzu. Wyciągnęłam ze sobą
Stefana i Michaela. Trochę poleżeliśmy na piachu, potem chlapaliśmy się w
wodzie. Czułam się jakbym znów była
małolatą i beztrosko chlapałam się wodą, a przy okazji chłopaków, którzy nie
byli mi dłużni. Nim się obejrzeliśmy
trochę zaczęło się ściemniać. Postanowiliśmy już wrócić.
Podchodząc do drzwi pokoju usłyszałam głośną muzykę. Może chciał się odprężyć? Przyłożyłam kartę,
po chwili słysząc piknięcie, nacisnęłam na klamkę, otworzyłam drzwi i o mało co
nie zemdlałam. Dosłownie. Zobaczyłam mojego współlokatora w towarzystwie dwóch
panienek. Na dodatek dość skąpo ubranych. Zagotowało się we mnie, niech robi co
chce, ale nie przy mnie!
- Co ty tu do cholery wyprawiasz? Burdel sobie urządzasz?
- O co ci chodzi? Zazdrosna jesteś?
- Nie rozśmieszaj mnie. Dobrze wiesz, że nie!
- Czyżby?
- Tak, nie jestem i dlatego tak cię to cholernie boli! Boli
cię fakt, że nie lecę na ciebie, na…
- Poczekaj. – przerwał mi. Wyprosił towarzyski. – No możesz
kontynuować. Nie lecisz na mnie bo?
- Bo mnie nie interesujesz! Jesteś wobec mnie chamski,
arogancki! Potrzebne ci więcej argumentów?
- Jess przepraszam. – złapał moją rękę. – Za wczoraj, za
dziś i za wszystkie dotychczasowe dni, w których wyrządziłem ci choćby
najmniejszą krzywdę.
- Po co to robisz? Po co, skoro za parę dni będzie to samo?
- Nie będzie. Obiecuję.
- Nic mi po twoim obiecuje. Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. Pytaj.
- Dlaczego tak robisz? Dlaczego jesteś taki wobec mnie?
Dlaczego?
- No bo…. – wziął głęboki wdech. - Nie potrafię przy tobie zachowywać się
normalnie. Tracę kontrolę, chciałbym być dla ciebie ważny, a świadomość, że nie
jestem i nigdy nie będę boli. Cholernie boli. Rozrywa mi na pół serce. Serce,
które przeżyło niejedną miłość, zakochanie, a mimo to kiedy nowy Amor rzuca tą
swoją strzałę we mnie znów czuję się obłędnie. Mam ochotę robić różne głupoty,
jakbym miał piętnaście lat, a przy tobie jest inaczej. W jakiś sposób mnie
ograniczasz. Zabierasz mi powietrze. Dlatego, że moim powietrzem jesteś ty, a
jeśli ty nie chcesz być koło mnie duszę się i przestaje oddychać. Jak dowiedziałem się, że ktoś mi cię zabrał
wkurzyłem się, tak. Przyznaję, ale to nie miało być chamskie.
Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Zakochał się. Ale aż tak?
- Gregor przepraszam muszę wyjść. Nie odpowiem ci teraz nic
na twoje wyznanie. Może jestem cholernym tchórzem, a może po prostu nie mam
żadnego argumentu. Po prostu przepraszam, ale doceniam to co powiedziałeś.
Widać nie jestem do końca oschła i mam resztki jakiś uczuć.
Zabrałam jakiekolwiek ciuchy, które rzuciły mi się w oczy.
Jak najszybciej opuściłam to pomieszczenie. Nie obchodziło mnie, że pod warstwą
ubrania mam jeszcze piach.
Poszłam do pokoju Morgiego i poprosiłam go o skorzystanie z
toalety. Dał mi ręcznik, potrzebne rzeczy. Był po prostu kochany. Nie pytał o
nic, wiedział, że coś jest nie tak i jest to zbyt świeże. Narzuciłam nowe ciuchy i pognałam do pokoju Kamila.
- Hej, mogę się wprosić?
- No nie wiem, nie wiem. – odrzekł wesoło, otworzył szeroko
drzwi i ręką zaprosił do wejścia.
Wypijając kilka kolejnych piw oczywiście się rozluźniłam.
Nie byłam z siebie zbyt dumna. W końcu jutro miałam trening, lecz w tej chwili
nic mnie nie obchodziło. Wyszłam na balkon zaczerpnąć powietrza, które w
idealny sposób drażniło moje nozdrza.
- Jess widzę, że coś cię gryzie.
- Aż tak to widać Maciek?
- Niestety, ale nie martw się nie będę robił przesłuchań.
Wiem, nie chcesz o tym mówić.
- Skąd wiesz?
- Może mało się znamy, ale nie trzeba znać się długo by
zauważać takie rzeczy.
- Wiesz co jest w tym najgorsze? – popatrzyłam na jego
twarz. – Że jestem kompletnie bezradna, że nie mogę nikogo ochrzanić, po prostu
nie mogę nic. Dochodzę do wniosku, że jestem marionetką w swoim własnym życiu.
Cholerne uczucie.
- Kiedy tylko będziesz miała jakiś problem możesz w każdej
chwili do mnie przyjść, przyjechać. Nieważne, że jestem na końcu świata, czy w
sąsiednim pokoju. Wal o każdej porze dnia i nocy. – przytulił mnie.
- Dziękuję ci.
- Nie ma za co. A teraz może idź do pokoju. Nie żebym cię
wyganiał, ale jutro masz pracę i musisz rano wstać.
- Tak, masz rację. Dziękuje jeszcze raz.
Pożegnałam się ze wszystkimi. Trochę marudzili, że już muszę
iść.
Szybko udałam się do pokoju i rzuciłam się na łóżku. Nie
przebierałam się, byłam zmęczona.
Nawet sen przyszedł w miarę szybko, zadziwiająco za szybko
jak na taki dzień emocji.
Odpływałam do krainy Morfeusza.
Powoli.
A jednak usłyszałam jeszcze głos.
Cichy, ale dość wyraźny.
Jego słowa kołatały mi się po głowie, gdzieś mieszając się
ze snem.
- I tak kiedyś będziesz moja i tylko moja…………
----------------------------------------------------------------------
Hej!
Dziś kolejny rozdział, następny będzie za 2 tygodnie, wiecie Święta i różne sprawy.
Nie wiem czy wiecie, ale dziś GP Malezji wygrał Sebastian! W tym rozdziale go nie ma, ale będzie w następnych!
Dziś mija dokładnie tydzień od zakończenia sezonu PŚ 2014/15 a mi jest smutno, czuję jakąś pustkę.
Ale nie załamujemy się, głowa do góry!
Nie wiem, czy rozdział do końca mi się podoba, ale pozostawię go Waszej ocenie :) Dużo w nim dialogów (chyba do tej pory najwięcej).
Piszcie co o nim sądzicie! :)
Trzymajcie się i do następnego!
Buziaki <3
PS. Przy okazji WESOŁYCH ŚWIĄT! ! ! !